Padło na słowo kredens, które wywołuje takie skojarzenia – wyjaśnia Krzysztof Stegienko. Kredens nawiązuje też do starych mebli, które stanęły w sklepie i są nie tylko do ozdoby, ale przede wszystkim do ekspozycji towarów. Wcześniej służyły one jako element dekoracyjny w restauracji, którą małżeństwo prowadziło przy ul. Wincentego. I tu wyjaśnia się tajemnica drugiego członu nazwy. – Jesteśmy sentymentalni. Ponieważ pandemia zmusiła nas do zamknięcia restauracji, chcemy pamiętać o ul. Wincentego. Dlatego nasz sklep nazywa się Kredens Wincentego – tłumaczy przedsiębiorca.
Domowo i zdrowo
Sklep działa na parterze trzypiętrowego budynku. Wcześniej w tym lokalu działały dwie placówki spożywcza sieci Topaz oraz z używaną odzieżą. – Gdy tylko usłyszałem, że poszukiwany jest nowy najemca, natychmiast zdecydowałem się na tę lokalizację – przyznaje Krzysztof Stegienko. – Znam tę okolicę, blisko jest moja „ulubiona” ul. Wincentego, mieszkamy niedaleko, a tutejsze osiedle mocno się rozbudowuje. Perspektywy dla naszego sklepu są więc bardzo dobre – uważa.
Pan Krzysztof jest też projektantem wystroju wnętrza Kredensu, a także wykonawcą wszelkich robót budowlanych w nim, w tym przerobienia magazynu sklepowego na profesjonalną kuchnię. To dzięki niemu na ścianach wiszą kwieciste tapety. – Wspólnie z żoną lubimy takie sielskie klimaty – przyznaje przedsiębiorca.
Lokal jest podzielony na dwie przenikające się części. Na wprost wejścia jest część handlowa, po lewej stronie gastronomiczna ze stolikami i zachęcającymi do odpoczynku kanapami i fotelami. Można tu zjeść lunch, domowy obiad (dania serwowane są także wynos) czy napić się kawy, po czym przejść do części detalicznej i zrobić zakupy.
– Na dostawców wybieramy małe, rodzinne firmy, które produkują według tradycyjnych receptur. Towar dostarcza nam obecnie około 10 takich wytwórców – mówi Krzysztof Stegienko.
W Kredensie można kupić nabiał spod Ciechanowa, wędzone mięsa zza Radzymina czy kozinę z Kampinosu. Niezwykłą popularnością cieszą się tu też jaja (sprzedaje się ok. 1 tys. tygodniowo), wyroby garmażeryjne od pani z Ukrainy, ciasta, sezonowe owoce i warzywa. Uzupełnieniem oferty są m.in. przetwory i makarony. Ostatnio pojawił się także wybór produktów ukraińskich.
Wcześniej sporym powodzeniem cieszyło się pieczywo, jednak od momentu otwarcia w bliskim sąsiedztwie specjalistycznego sklepu z pieczywem obroty mocno spadły, więc właściciel zdecydował się w ogóle zrezygnować z tego asortymentu. – Postanowiłem nie walczyć z wiatrakami – przyznaje pan Krzysztof.
Towar broni się sam, ale warto mu pomóc
Sklep odwiedza dziennie około 80 klientów. W 80% są to mieszkańcy okolicznych bloków, szczególnie matki z małymi dziećmi. Kolejne 10% stanowią robotnicy z okolicznych budów, a ostatnie 10% osoby przyjezdne. – Zauważyłem, że cena nie ma dla nich zbyt wielkiego znaczenia. Doceniają fakt, że u nas dostaną niezwykle smaczne rzeczy, jakich nie ma w pobliskiej Żabce czy sklepie Abc – opowiada detalista.
Mimo tak dobrego przyjęcia na osiedlu właściciele Kredensu nie ustają w wysiłkach i starają się utrzymać obecną liczbę klientów, ale także ją powiększyć. Towar broni się sam, ale wspomóc jego sprzedaż mają organizowane liczne wydarzenia w lokalu, degustacje produktów, a także codzienne posty w mediach społecznościowych. Te ostatnie informują o nowych produktach, akcjach czy aktualnym menu w części gastronomicznej.
– Najważniejsza jest jednak poczta pantoflowa. Ona świetnie tu się sprawdza – przyznaje Krzysztof Stegienko, który właśnie zastanawia się nad przebudową sklepu. – Kawa czy herbata stanowią bardzo mały procent obrotów. Nie wykluczam więc, że zlikwiduję kawiarnię, a powiększę część detaliczną czy gastronomiczną – opowiada.
Kredens mógłby też rozwinąć skrzydła dzięki miejscom parkingowym, jednak szanse na ich wydzielenie są znikome. Jedna zmiana jest już pewna: wkrótce zarządzanie sklepem przejmie jego żona Agnieszka, pan Krzysztof zaangażował się bowiem w kolejny projekt.