Jednym z wyzwań, z którymi przedsiębiorstwa muszą się mierzyć coraz częściej, są przerwane łańcuchy dostaw.
- W związku z prowadzonymi działaniami wojennymi dwie huty, z którymi współpracowaliśmy, zostały uszkodzone lub zniszczone. Nie mamy więc możliwości sprowadzania butelek od naszych dotychczasowych partnerów, pojawił się problem z ich dostępnością. Skokowo rosną też ceny surowców wykorzystywanych do produkcji, a opartych na pszenicy i kukurydzy, których Ukraina była głównym eksporterem – mówi Jakub Nowak, prezes firmy JNT Group. - Skokowy wzrost kosztów energii, czyli gazu, benzyny czy prądu, a także cen surowców, będzie miał, a nawet już ma, przełożenie na skokowy wzrost cen wina - dodaje.
Czekając na lepsze czasy
Tego, czym jest „skokowy” wzrost cen chociaż za gaz, przekonał się ostatnio Paweł Gąsiorek, prezes firmy Dom Wina. W podkrakowskim Dworze Sieraków, którego jest współwłaścicielem, miesięczna opłata za gaz skoczyła z 7 do 50 tys. zł. Pojawiły się też inne trudności.
- Musieliśmy opóźnić wprowadzenie na rynek nowej marki win gruzińskich, bo zwyczajnie nie mamy możliwości przywiezienia ich do Polski. Dotąd były transportowane przez Ukrainę. Obecnie możliwy jest jedynie fracht drogą morską do Turcji, ale to bardzo droga opcja. Więc odłożyliśmy ten projekt na lepsze czasy, gdy skończy się wojna. Obecnie dysponujemy jeszcze zapasem win z Gruzji innych marek, ale gdy się wyczerpią - nie będą już dostępne na rynku, a to ważny dla nas kierunek importu – mówi Paweł Gąsiorek.
Obaw jest więcej. - Wojna rykoszetem może odbić się na naszych planach promocji win węgierskich z Vilanyi. Gdy w roku 2014 wybuchła wojna w Gruzji, Polacy z sympatii zaczęli masowo kupować wina gruzińskie. Dziś z Węgrami może być na odwrót - klienci mogą bojkotować te wina – obawia się Paweł Gąsiorek.
I choć wyzwań i trudności nie brakuje, podstawowe decyzje nie zabrały dużo czasu i były czymś oczywistym.
- Zrezygnowaliśmy z eksportu produktów do Rosji, mimo podpisanych kontraktów, rozwiązaliśmy je natychmiast po wybuchu wojny – mówi Jakub Nowak.
Niemal od razu po wybuchu wojny, firmy zrzeszone w Związku Pracodawców Polska Rada Winiarstwa, ruszyły z pomocą Ukrainie. Wszystko inne zeszło wtedy na drugi plan.
Jaka przyszłość wina?
Dziś, po ponad dwóch miesiącach od wybuchu wojny w Ukrainie, nikt już nie ma wątpliwości, że realia prowadzenia firmy zmieniły się diametralnie. Trudno o realizację jednej, zaplanowanej strategii, konieczna jest codzienna analiza sytuacji. Jak nieuniknione podwyżki cen wina przełożą się na jego konsumpcję? Na oficjalne badania jeszcze trzeba poczekać, ale pierwsze obserwacje już są:
- Widzimy, że Polacy dużo wnikliwiej przyglądają się stosunkowi ceny wina do jakości. Czynnik „value for money” wpływa na decyzje zakupowe w sytuacji niestabilności rynkowej i rosnącej inflacji – mówi Jakub Nowak.
- Nie widzę żadnych przesłanek, aby wojna pozytywnie wpłynęła na konsumpcję wina. Oczywiście w dłuższej perspektywie, część z ukraińskiej emigracji może zostać, w tym ludzie z zasobniejszym portfelem - oni kiedyś dołączą do naszej klasy średniej i wyższej. To może mieć wpływ na polski biznes i jego wzmocnienie w dalekiej perspektywie dla Polski – uważa z kolei Paweł Gąsiorek.
W ostatnich latach rynek wina rozwijał się z roku na rok dynamicznie, a Polska była uznawana za jeden z najbardziej perspektywicznych rejonów na świecie w tym aspekcie. Nawet przez okres pandemii wino przeszło obronną ręką.
- Polacy coraz więcej wiedzą o winie i docenią je – mówi Magdalena Zielińska, Prezes Związku Pracodawców Polska Rada Winiarstwa. – Owszem, nadal daleko nam do Portugalczyków, Francuzów czy Włochów, którzy wypijają rocznie zdecydowanie ponad 10 razy tyle co przeciętny Polak.. Oznacza to jednak nic innego, jak duży potencjał polskiego rynku i długą perspektywę jego dalszego rozwoju – mówi Prezes ZP PRW.
Wiele wskazuje jednak na to, że tendencja wzrostowa rynku wina mogła zostać w ostatnim czasie zachwiana. Ostatnie wydarzenia nie sprzyjają bowiem celebracji i świętowaniu.