Wcale jednak nie chcę pisać o tym, że optymizm świadczy teraz o zaburzeniu psychicznym. Chciałbym, żebyśmy się dzisiaj wspólnie zastanowili nad tym, jaka w tym wszystkim jest rola barów. Chyba po raz pierwszy w moim tekście koncept baru jest totalnie nieistotny. Jeżeli bar nadal jest miejscem, w którym spotykają się ludzie, będzie pasował do tych rozważań.
A pytanie jest następujące: czy nasz punkt gastronomiczny jest, czy też nie jest zaangażowany społecznie? Co to w ogóle znaczy „zaangażowany bar”? Ja za żadne pieniądze nie podejmę się jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Według mnie wystarczy, że ktoś sam się uważa za zaangażowanego. Nie interesuje mnie, w jaki sposób reaguje na kryzysową sytuację ani w jakim stopniu przestawił swój model (nadal przecież biznesowy!), żeby zareagować. Od ciszy w social mediach, przez błyskawicę na szybie, aż do gotowania na granicy – sposobów na zaangażowanie jest wiele i każdy jest dobry. Nikt nie może nikomu dyktować, jak ma przeżywać swoje emocje. Mówimy tak naprawdę o jakimkolwiek zdarzeniu, które ma wielki wpływ na społeczeństwo. Teraz to napaść noworadzieckiej Rosji na Ukrainę, wcześniej to były np. strajki kobiet.
Z perspektywy biznesowej możemy stać w totalnej opozycji do społecznych emocji, a więc także emocji naszych gości. Jeśli każą nam one wylewać ruską wódkę do zlewu albo czyścić nią podłogę, to w momencie gdy ona została kupiona wcześniej i teraz stoi w twoim magazynie, nie zrobisz krzywdy nikomu poza sobą. Taka jest smutna prawda.
Oklejając szyby lokalu symbolem błyskawicy, narażasz się na to, że przeciwnicy strajków kobiet wybiją ci okna. Jeśli będziesz udawał, że nic się nie dzieje, to okaże się, że twoi gości pójdą tam, gdzie będą czuli atmosferę do dialogu.
Jest takie durnowate stwierdzenie, że bary służą do tego, aby faceci mogli podrywać panny. W trakcie ostatnich kilkunastu miesięcy przekonałem się, że jest to jedna z najgłupszych tez na temat baru. Moim zdaniem ten czas pokazał, że bary działają po to, abyśmy mogli ze sobą porozmawiać. Nikt młodym barmanom nie będzie już opowiadał, że przy barze nie gada się o polityce i religii. Bzdura! Oczywiście, że się gada, od tego właśnie są bary.
Zajmując jasne stanowisko w jakiejś sprawie, narażasz się na dobre i złe reakcje. Nawet przy z pozoru oczywistych kwestiach ktoś może ci zarzucić, że robisz coś pod publiczkę albo że uprawiasz marketing na cudzej tragedii. Z tym nie wygrasz. Zdaje się, że niektórzy po prostu bardzo nie chcą wierzyć w to, że „ludzi dobrej woli jest więcej”...
Podsumowując: należy myśleć i działać w długiej perspektywie, ale odruchy człowieczeństwa to jest dokładnie to, czego nam trzeba w momentach pospolitego ruszenia. Gdy patrzysz w lustro na koniec dnia, sam wiesz, czy twoje zaangażowanie płynęło z serca. Jeżeli czujesz, że nic więcej nie mogłeś zrobić, to nikt nie ma prawa cię osądzać. Bo czasami największą formą zaangażowania bywa po prostu otwarcie drzwi.
Felieton ukazał się w „Food Service" 4/2022 nr 214.