Tym, co w convenience funkcjonowało od zawsze, są słoiki z gołąbkami i gulaszami oraz wyroby mączne, np. naleśniki czy pierogi. Jako dziennikarz od lat piszący o FMCG wielokrotnie słyszałam scenariusze opisujące nieprawdopodobny rozwój polskiego rynku dań convenience, dzięki czemu konsument będzie przechadzał się sklepowymi alejkami w całości wypełnionymi takimi produktami (niczym w Wielkiej Brytanii, gdzie spotkać można miejsca wyspecjalizowane w daniach gotowych). Przez bardzo długi czas były to jednak zaledwie przewidywania analityków, tymczasem nagle... stało się!
Około czterech lat temu z pewnością znana Państwu sieć Biedronka zaczęła lawinowo umieszczać dania chłodzone na swoich półkach – były to już nie tylko kluski na parze, placki ziemniaczane i kotlety, ale też szereg produktów znanych z kuchni azjatyckich (wytwarzanych m.in. przez jednego z największych krajowych producentów drobiu, który uruchomił w swojej fabryce specjalne linie pod to zapotrzebowanie). A jeśli do takich inwestycji zabierają się najwięksi gracze, oznacza to jedno – zainwestują odpowiednie pieniądze, by zapoznać konsumenta z kategorią i nauczyć go regularnego sięgania po takie dania. Od tego momentu nastąpiła w obszarze convenience niejedna rewolucja. Do różnych jej odsłon, spojrzenia na konkretne przypadki i rysujące się trendy zapraszam w kolejnych numerach „Food Service”.
Tymczasem gdy kończyłam pisać dla Państwa tę krótką autoprezentację, zamigała na ekranie mojego komputera reklama: „Chcesz mieć danie jak z restauracji w swoim domu?”. Oczywiście pokazano gotową potrawę mrożoną – łatwy sposób na szybki, smaczny, prosty posiłek. Oczywiście to jednocześnie „nowe smaczne rozwiązanie”, odpowiednie dla tych, którzy „nie mają czasu”. I oczywiście nie pochodzi z restauracji.
Felieton ukazał się w „Food Service" 2/2021 nr 202.