Ci, którzy nie chcą ryzykować przegranej batalii z sanepidem i policją, mogą zdecydować się na obejście obowiązującego prawa w sposób legalny, przynajmniej teoretycznie.
Szkolenia w barze
Część restauracji, barów czy klubów otwiera się z myślą o organizacji szkoleń. Belvedere z Sosnowca szkoli z przygotowywania kremu szpinakowego i tatara z bakłażana. Pub V.S.20 z Olsztyna kusił natomiast warsztatami z palenia sziszy i karaoke. O ile przestrzegamy wytycznych dotyczących organizacji tego typu wydarzeń, a warsztaty czy szkolenia faktycznie się odbywają, wszystko pozostaje w granicach prawa.
Z takiej możliwości korzysta pewien koktajlbar z Warszawy, który prowadzi szkolenia koktajlowe. Jego właścicielka zastrzega, że lokal działa legalnie, a policja nigdy nie zwróciła im na nic uwagi, bo też bardzo pilnujemy limitu liczby osób w lokalu.
Stoliki w ramach przestrzeni coworkingowej
Ile lokali w całej Polsce działa według podobnego schematu? Media donoszą zazwyczaj o najbardziej spektakularnych próbach obchodzenia obowiązującego prawa, jak warsztaty korzystania ze sztućców czy zebranie założycielskie partii politycznej podczas dyskoteki.
– Trochę chętnych jest, ale koncentrujemy się na sprzedaży na wynos. Wychodzę z założenia, że nie będę tego nagłaśniał, żeby nie dostać jakiejś kary. U mnie cyrkulacja powietrza jest na wysokim poziomie, a stoliki ustawione są tak, by wszystkie normy sanitarne były spełnione. Aczkolwiek, od lutego na pewno otworzę, bo już mnie nie stać na to, by być zamkniętym. Od zeszłego roku straciłem 65 tysięcy złotych. To są pieniądze, które mógłbym mieć w kieszeni. Słyszałem, że inne lokale normalnie się otwierają dla stałych klientów – mówi nam właściciel jednej ze stołecznych kawiarni, która udostępnia stoliki w ramach przestrzeni coworkingowej.
Już nie #OtwieraMY?
Kilka dni temu media obiegła także informacja o proteście właścicieli gastronomii w Legionowie. Do hucznie zapowiadanego na 18 stycznia masowego otwarcia restauracji jednak nie doszło. Gastronomowie uruchomili zamiast tego kuchnię polową i grilla. Sprzedawali burgery, szaszłyki i kiełbaski. Zebrane w ten sposób pieniądze przeznaczą na WOŚP.
Wielu uczestników akcji zrezygnowało z otwartej konfrontacji z rządem w obawie, jak nieoficjalnie przyznają, przed karami finansowymi czy groźbą odebrania otrzymanych już dotacji. Taką ewentualność rozważał szef Polskiego Funduszu Rozwoju, Paweł Borys, który stanowczo potępił działania restauratorów.
– Nie może być tak, że z jednej strony firmy otrzymują bezzwrotną pomoc, bądź w istotnej części bezzwrotną, a z drugiej strony stwarzają zagrożenie dla zdrowia. Jeśli chodzi o kwestię możliwości korzystania z subwencji finansowych PFR przez firmy, które nie przestrzegają reżimów sanitarnych, to mówię bardzo jasno - takiej możliwości nie będzie – mówi cytowany przez „Gazetę Wyborczą” szef PFR.
Dowozy nie ratują sytuacji
Pomoc finansowa to w tym momencie jedyna nadzieja dla bardzo wielu właścicieli restauracji, barów czy klubów.
– Dowozy absolutnie nie ratują sytuacji. Nasze straty są potężne. Utargi dzienne w 2019 roku oscylowały między 1800 - 3000 zł brutto. Obecnie wahają się od 200 do 500 zł brutto. To oznacza powolne umieranie nawet w momencie obniżki opłaty za czynsz. Nie jesteśmy restauracją, ponieważ nie mamy kuchni, więc nasze menu jest raczej przekąskowe. Rano funkcjonujemy jako kawiarnia z ograniczoną ofertą śniadaniową, a wieczorem jako pub. Organizujemy też spotkania podróżnicze, które powodowały duży ruch w naszym lokalu. Taka działalność jest teraz niemożliwa a przebranżowienie się wymagałoby całkowitej zmiany profilu biznesu, jak również ponownych zgód sanepidu – słyszymy od właścicielki innej ze stołecznych kawiarni, która w rozmowie z nami prosi o anonimowość.
Przetrwają najlepiej przystosowani
Jak podkreśla Adrian Maruszak ze Stowarzyszenia Właścicieli Małej Gastronomii oprócz wywierania presji na rządzących, restauratorzy powinni także jak najlepiej przystosować się do obecnej rzeczywistości. Restauracje powinny wprowadzić także kilka zmian, które mogą im pomóc przetrwać kryzys.
– Zmienić sposób funkcjonowania lokalu, zmienić kuchnię, znaleźć mniejszy lokal, rozmawiać o obniżce czynszów. Przetrwają tylko elastyczni. Ci, którzy wierzą, że lockdown zostanie zniesiony, nie odrobią strat, działając jak dotychczas. Nie będą w stanie przetrwać. Proponuję nie wierzyć rządowi i założyć, że lockdown potrwa co najmniej do maja. Rząd moim zdaniem gra na czas. Jeśli nie będziemy wywierać presji, będziemy cały czas pomijani w każdym programie odszkodowawczym czy dofinansowaniach – tłumaczy Adrian Maruszak.