Restauracje, hotele czy pensjonaty muszą pozostać zamknięte przynajmniej do końca stycznia, a zdaniem wielu przedsiębiorców wsparcie rządowe jest zbyt małe, by pomogło upadającym biznesom.
W Łodzi
Po weekendowej kontroli sanitarnej, wobec dwóch właścicieli lokali gastronomicznych będą skierowane wnioski do sądu.
– Złamano przepisy obowiązujące związku z pandemią. W restauracjach byli goście i jedli zakupione na miejscu dania. Łódzcy policjanci z przedstawicielami Państwowej Inspekcji Sanitarnej podjęli interwencję w dwóch restauracjach, w których pomimo obowiązujących obostrzeń, przyjmowani byli klienci. Za popełnione przez właścicieli lokalu wykroczenie, zostanie skierowany wniosek o ukaranie do sądu – podała w niedzielę podkom. Aneta Sobieraj z łódzkiej policji.
Podkomisarz przypomniała, że inspektorzy sanitarni podczas kontroli, w drodze decyzji administracyjnej, mogą nałożyć karę do 30 tysięcy złotych.
– W związku z pandemią przepisy stanowią, że lokale gastronomiczne mogą sprzedawać posiłki tylko na wynos. Osoby i podmioty, które świadomie i z premedytacją łamią te przepisy, muszą się liczyć z konsekwencjami, m.in. ze strony przedstawicieli Państwowej Inspekcji Sanitarnej – oświadczyła Sobieraj.
W Nowym Tomyślu
Restauracja Smaczne Jadło w Nowym Tomyślu (Wielkopolskie) w sobotę obsługiwała gości w lokalu. Właścicielka obiektu przyznała, że jest zdesperowana i wykończona finansowo miesiącami obostrzeń. Na razie nie wie, czy poniesie jakieś konsekwencje.
Prowadząca restaurację Bogusława Prosół od kilku dni zapraszała chętnych na sobotnie wydarzenie związane z obostrzeniami dotykającymi gastronomów w związku z pandemią. Wydarzenie w ramach ogólnopolskiej akcji #otwieraMY było zapowiadane jako impreza plenerowa. W sobotę przed lokalem stanął „stolik wolności" z kawą, herbatą i ciastkami.
Przed restauracją zawieszone zostały banery i transparenty o treściach antyszczepionkowych, z napisami „Nowy Tomyśl się budzi", czy „stop zakazom". Pojawili się też przedstawiciele sanepidu w asyście policji. Właścicielka obiektu powiedziała, że nie zgodziła się na przeprowadzenie kontroli sanepidu, za to na widok policji i przedstawicieli PSSE do lokalu ruszyły osoby zgromadzone na zewnątrz.
– Miał być stolik wolności na zewnątrz, miało być spokojnie, miał być reżim sanitarny. Kiedy pojawił się sanepid, ludzie ruszyli do środka, żeby mi pomóc – to nie było do opanowania – stała się wolność u mnie w lokalu. Teraz jest już spokojnie, ludzie siedzą przy stolikach, składają zamówienia, zachowują odległości – jest normalnie – opowiada Bogusława Prosół.
Pytana o to, czy boi się konsekwencji sobotnich wydarzeń, Prosół przyznała, że jest „w desperacji", zaś przedłużające się obostrzenia dotykające gastronomów są rujnujące finansowo.
– Nie ma żadnej klęski żywiołowej, nie ma stanu nadzwyczajnego, pozamykali nas bezprawnie. Nie dostałam od rządu nic na piśmie – nie dostałam też żadnej pomocy, żadna tarcza mnie nie objęła. Na co jeszcze miałam czekać? – dodaje.
Prosół przyznała, że nie ma wątpliwości, że niebawem ruszą kolejne lokale prowadzone przez osoby w podobnie złej, co ona sytuacji. Zapowiedziała, że jej restauracja będzie otwarta także w kolejnych dniach.
Przedstawiciel sanepidu zapowiedział, że PSSE sprawą zajmie się po niedzieli.
W Cieszynie
W ubiegły weekend było głośno o restauracji Trzech Braci w Cieszynie, gdzie po otwarciu skierowano kilka radiowozów policji. Mundurowi wylegitymowali obecnych w lokalu, ale mandatu w związku z otwarciem w trakcie lockdownu nie nałożyli.
– Przypuszczamy że chodziło o to, by pokazać siłę i nas zastraszyć. Na nas policja nie nałożyła żadnego mandatu. Czuliśmy się solidarni w trudnych momentach, gdy ludzie umierali, było dużo zachorowań. Ale nie mogliśmy być zamknięci w nieskończoność bez żadnej pomocy ze strony państwa. Dlaczego ja mam we własnym kraju kombinować, by zarobić na jedzenie? Proszę zapytać, czy kogoś interesowało, że kazano nam zapłacić w zeszłym roku koncesję, z której przez pół roku nie mogliśmy korzystać? Co więcej, w tym roku, mimo, że rząd zamknął lokale do końca stycznia koncesję też musimy zapłacić. Od nas wymaga się, byśmy płacili wszystkie opłaty, jednocześnie zamyka się nam biznes – mówi Tomasz Kwiek, właściciel restauracji U Trzech Braci.
Akcja #OtwieraMY
Przypomnijmy, że impulsem do ogólnopolskiej akcji #OtwieraMY, jak i wielu innych podobnych działań na terenie całego kraju był wyrok wydany w sprawie fryzjera z Opola, który otworzył swój zakład wiosną zeszłego roku w trakcie lockdownu. Sanepid nałożył na przedsiębiorcę karę 10 tys. złotych i nakazał zamknięcie lokalu.
Mężczyzna kary nie przyjął i postanowił dochodzić swoich praw w sądzie. Ten zaś orzekł, że ograniczenia wprowadzane na mocy rozporządzenia są bezprawne i aby lockdown był prawomocny, należy wprowadzić najpierw stan klęski żywiołowej. Wtedy jednak należałoby wprowadzać ograniczenia na mocy ustawy, nie zaś rozporządzenia, jak miało to miejsce wiosną 2020 roku.
Każdego dnia grono restauratorów skłonnych do zignorowania obostrzeń powiększa się. Na stronie newsmapa.pl/biznes można znaleźć adresy „zbuntowanych” lokali w całej Polsce. Jest to tylko jedna z inicjatyw w ramach nieformalnej akcji #OtwieraMY.
PAP, redakcja Ouichef.pl
Więcej o akcji otwieraMY czytaj tutaj.