“Nie znam restauracji zamkniętej z powodu koronawirusa”
Jednocześnie, jak twierdzą restauratorzy, branża została pozostawiona bez pomocy i nic nie wskazuje na to, by rządzący miał pomysł na wyjście z przedłużającego się kryzysu.
– Nie znam restauracji zamkniętej z powodu koronawirusa, a rząd twierdzi, że my jesteśmy źródłem zakażeń. Zostawiono nas samych sobie i usłyszeliśmy: “walczcie, albo możecie się przebranżowić”. Nie wierzę w to, że po feriach nas otworzą. Rozmawiałem z innymi restauratorami i każdy z nich mówi o marcu, być może kwietniu. Najgorsza jest niepewność. Nikt nie ma skarbonki bez dna, by utrzymywać restauracje w nieskończoność. Albo dostaniemy realną pomoc, albo będzie minimalizować stratę, zatrudniając tylko niezbędną ilość pracowników – mówi wprost Ernest Jagodziński, właściciel restauracji Autentyk w Poznaniu.
Prezent, którego nikt nie chciał
Mówiąc o pandemii najczęściej skupiamy się na sytuacji właścicieli gastronomii, ale jak przyznaje właściciel Autentyka, trudne warunki udzielają się także kucharzom czy personelowi restauracji. – Ludzie nie widzą celu w swojej pracy. Frustracja w gastronomii narasta. Część osób ma mniej godzin do przepracowania, część ma obcięte pensje. przychodzą do pracy i myślą: “skoro płacą mi mniej, to mniej będę robił”,często pracują od-do, robią tylko to, co muszą. Pracownik patrzy na mnie trochę jak na wroga, który zmienia mu warunki gry w trakcie jej trwania, ale ja walczę nie tylko o swoje miejsce pracy. Walczę także o ich miejsce pracy. Mnie zostało to narzucone, dostałem taki niechciany prezent na gwiazdkę – mówi Ernest Jagodziński.
Czeka nas rozwój gastronomicznego podziemia
Jaka przyszłość czeka gastronomię po zakończeniu pandemii? Pewnym jest jedynie to, że jedzenie na dowóz zagości na dobre w bardzo wielu lokalach. To jedyny sposób na to, by poradzić sobie z nałożonymi na restauracje obostrzeniami.
– Będziemy musieli nauczyć się żyć z koronawirusem. Każdego to w jakimś stopniu dotknie, bo wirus nagle nie zniknie, nawet gdy będzie na niego szczepionka. Myślę, że funkcjonowanie restauracji bardzo się zmieni. Ja, na przykład nigdy nie patrzyłem jakoś pozytywnie na dowozy, bo twierdzę, że atmosfery czy obsługi kelnerskiej nie da się zapakować na wynos. Niestety, życie jest inne i trzeba się przystosować by opłacić rachunki. Wiem, że na pewno, jeśli bym otworzył, to drugą nogą restauracji będą wynosy – przewiduje Ernest Jagodziński i dodaje: – Kiedyś wychodziło się do restauracji na rodzinny obiad, teraz wychodzi się do galerii. Goście chcą gdzieś wyjść, spotkać się. Wkrótce będzie jak za czasów prohibicji: pozamykane lokale, zaklejone szyby i po kryjomu wpuszczanie gości. Restauracje będą oficjalnie zamknięte, ale życie będzie się w nich dalej toczyło.