SZWECJA
Znany kucharz i restaurator Malin Söderström oraz szef kuchni Carl Ullsten współpracowali ze sobą od wielu lat w kilku najlepszych sztokholmskich restauracjach. W 2016 r. dostali propozycję otworzenia knajpy w formule fastcasual w centrum handlowym Teatern w Sztokholmie. Mieści się tam dziewięć konceptów, które prowadzone są przez mniej lub bardziej znanych szefów kuchni wywodzących się przede wszystkim z restauracji klasycznych i fine dining. Malin i Carl zdecydowali, że stworzą coś, czego brakowało na szwedzkiej scenie kulinarnej – koncept rybny. Wyzwaniem był delikatny i relatywnie drogi produkt. The Fishery w Teatern otworzyli w 2016 r. Proste menu okazało się wielkim sukcesem. Produkty pochodzą z różnych mórz i regionów świata. Wszystkie dania są przygotowane ze świeżych ryb. Nie dotyczy to tuńczyka, który jest mrożony. W ofercie są m.in. chrupiąca ryba, zapiekanka rybna, sałatka, taco rybne, burger rybny, tuńczyk na ostro i kalmary. Ceny wahają się od 110 do 135 koron szwedzkich (48-58 zł). Najlepiej sprzedaje się chrupiąca ryba. Menu napojów obejmuje opcje bezalkoholowe, wybór win, piw i win musujących (cava, szampan, prosecco). The Fishery działa w trzech lokalizacjach w centrach handlowych szwedzkiej stolicy.
DANIA
W 2016 r. w Kopenhadze powstało Hooked, które założyło dwóch Duńczyków i jeden Anglik. Chcieli stworzyć lokal z fish & chips, ale rozszerzyli ofertę o menu z rybami i owocami morza z nordyckim sznytem. Mając ograniczone zasoby finansowe, rozpoczęli od foodtrucka, jeżdżąc po kopenhaskich targach i festiwalach. Tym samym mieli możliwość testowania koncepcji i analizy potrzeb rynku. Odnieśli sukces i po roku otworzyli pierwszą restaurację w dzielnicy Nørrebro, a w kolejnym – w dzielnicy Vesterbro.
– Serwujemy dania z owoców morza zrobione z najlepszych składników – wszystko w stylu street food – mówi jeden ze współwłaścicieli Kasper Bundgård Christensen. – Mamy wszystko: od lobster rolls i salmon burgers do poke bowls.
Goście zamawiają jedzenie i odbierają je przy ladzie, po tym jak zabrzęczy pager. Najlepiej sprzedaje się fish & chips i lobster rolls. Menu alkoholowe obejmuje piwo, wino i drinki.
Zamówienia na wynos stanowią 2030% obrotu. Hooked cieszy się popularnością we wszystkich grupach wiekowych, jednak przeciętny gość ma 25-35 lat.
Oba lokale mieszczą łącznie ok. 100 osób, ok. 50% wewnątrz i 50% na zewnątrz. W 2019 r. obsłużyły ok. 150 tys. gości. Całkowity obrót wyniósł 21 mln koron duńskich (12,6 mln zł), włączając catering i obroty food trucka jeżdżącego na festiwale.
NORWEGIA
Pink Fish to norweski koncept fastcasual serwujący ryby i owoce morza. Obecnie obejmuje siedem lokali: sześć w Norwegii i jeden w Singapurze. Trzej założyciele i współwłaściciele, zwycięzca konkursu Bocuse d’Or Geir Skei, Ronny Gjøse i Svein Sandvik, rozpoczęli opracowywanie koncepcji w 2015 r. Ich wizją było pokazanie światu norweskich owoców morza, ze szczególnym uwzględnieniem łososia. Pierwszy lokal Pink Fish został otwarty w Oslo w 2017 r., a wkrótce pojawiły się kolejne – wszystkie w miejscach o dużym ruchu pieszym, tj. przy głównych ulicach, dworcach kolejowych, lotniskach, centrach handlowych. Tajemnica sukcesu: połączenie szybkiej obsługi, najwyższej jakości łososia, mistrzowskich receptur i smaków z całego świata.
Menu podzielone jest na cztery kategorie i pokazuje, jak uniwersalny jest łosoś: burgery (ceny od 110 koron norweskich/46 zł), zupy/gulasze (od 80 koron norweskich/33 zł), sałatki/wrapy (od 70 koron norweskich/29 zł) i poké bowls (od 70 koron norweskich/29 zł). Dania inspirowane są międzynarodowymi kuchniami, m.in. amerykańską, skandynawską i azjatycką. Koncept cieszy się szczególną popularnością wśród osób między 25. a 45. rokiem życia. Goście zamawiają i płacą przy jednej ladzie, a gotowe dania odbierają przy kolejnej. Obsługa przynosi również dania do stolików. Klienci mogą składać zamówienia i płacić za pośrednictwem aplikacji Pink Fish lub sklepu internetowego. Wszystko serwowane jest w kompostowalnych opakowaniach jednorazowego użytku. Sieć przestawia się jednak na szkło i porcelanę, aby uzyskać efekt premium i być bardziej przyjazną środowisku. Pink Fish zatrudnia ok. 80 pracowników, a jej obroty w 2019 r. wyniosły ok. 20 mln koron norweskich (ok. 8,5 mln zł) (nie wszystkie obecnie działające lokale były otwarte od początku 2019 r.).
Wszystkie restauracje są własnością prywatną. W Singapurze założyciele chcą osiągnąć sukces z pierwszym lokalem, a następnie dążyć do znalezienia partnera franczyzowego lub joint venture do dalszej ekspansji. Celem jest posiadanie 5001000 restauracji na całym świecie w ciągu najbliższych dziesięciu lat. – Bierzemy pod uwagę Europę, Amerykę i Azję – mówi Geir Skei.
HOLANDIA
Dzięki bliskości Morza Północnego Holendrzy od dawna eksperymentują z rybami i owocami morza. Ikoniczny wizerunek młodej Holenderki wkładającej śledzia do ust stał się symbolem Holandii. Sklepy i restauracje rybne przeszły w ostatnich latach metamorfozę. Kiedyś eleganckie i drogie, dziś mają swobodną atmosferę, przystępne ceny i szybką obsługę. O ile wcześniej sklepy rybne w każdej dzielnicy sprzedawały świeże ryby do przygotowania w domu, o tyle obecnie ich oferta została w dużej mierze zastąpiona gotowymi produktami rybnymi na wynos.
Są to trendy, które Frank Heyn, właściciel firmy Frank’s Smokehouse zaadaptował do swojej działalności. 25 lat temu zaczął wędzić ryby w Amsterdamie i sprzedawać je hurtowo restauracjom, delikatesom i firmom gastronomicznym w okolicy. Pięć lat później otworzył sklep, a ostatnio restaurację, w której klienci mogą spożywać posiłki i kupować produkty do przygotowania w domu. Obecnie około 50% działalności to sprzedaż hurtowa, 15% pochodzi ze sklepu, a 35% z restauracji. Proces wędzenia (na ciepło i zimno), w którym Heyn wykorzystuje drewno oorzesznika trwa od 4 do 24 godzin, w zależności od rodzaju ryby.
Menu restauracji, nazywane „We Love Salmon”, obejmuje dzikiego łososia królewskiego Chinook, ekologicznego łososia szkockiego i dzikiego gravad lax. Wszystkie ryby są wędzone i podawane na półmiskach w porcji dla 2-6 osób. Jednak bestsellerem jest „Best of Fish”: pięć różnych rodzajów ryb wędzonych (zazwyczaj łosoś, makrela, halibut i dwie sezonowo zmieniające się ryby), również serwowane na wspólnym półmisku. Restauracja pomieści ok. 90 osób. Oprócz menu restauracyjnego goście mogą wybierać produkty z delikatesów (m.in. ceviche, sashimi, ostrygi, zupy, paellę itp.) i zamówić je do stołu. Frank’s oferuje również stałe menu składające się z trzech dań w cenie 35 euro, z których przystawka i danie główne są prawie zawsze oparte na rybach. Ale wraz ze wzrostem wegetarianizmu i weganizmu kuchnia musi również oferować alternatywy. Heyn eksperymentuje z tworzeniem wegańskich ryb wędzonych.
– Produkujemy wiele wspaniałych małży w Zelandii [na południu Holandii], ale 80% z nich jest eksportowana do Belgii i Francji. Moim powołaniem stało się pokazywanie Holendrom – zwłaszcza młodszemu pokoleniu – tego fantastycznego produktu.
W 2014 r. Selter i jego partner biznesowy Wouter ten Velde otworzyli Mossel & Gin. Zespół opracował sześć dań z małży, w tym tajskie czy z roquefortem i truflą, w cenie od 18 do 22 euro. Pomimo ich kreatywności klasyczna wersja z białym winem jest nadal bestsellerem. Pozostałe pięć dań stanowią małże gotowane na parze, do których dodawane są różne sosy. Każdy rodzaj ginu z tonikiem jest skomponowany tak, by pasował do konkretnego dania. Z czasem Selter i jego zespół dodali do menu kilka innych dań rybnych, w tym fish & chips (17 euro) i pulpo hiszpańskie (13 euro).
– Pracując z rybami, trzeba być elastycznym, bo cena i jakość często się zmieniają – mówi Selter. Mossel & Gin znajduje się w popularnym Westerparku. Latem do dyspozycji gości jest ogromny taras, który pomieści 120 osób. W samej restauracji można ugościć 75 osób.
WIELKA BRYTANIA
Piątkowy wieczór ze smażonym dorszem w panierce zawiniętym we wczorajszą gazetę jest tak angielskie jak... fish & chips. Mimo że to stare dobre danie nie odchodzi w zapomnienie, kilka osób próbuje tchnąć nowe życie w ów tradycyjny koncept.
Jednym z miejsc serwujących fish & chips w nowej wersji jest Poppie’s Fish and Chips. Pat „Pop” Newland, który założył to miejsce, działa na rynku fish & chips od 1952 r., czyli od 11. roku życia. Nic więc dziwnego, że w menu można znaleźć klasyczną przekąskę z dawnych lat – węgorza w galarecie (7,95 funta) – misją Poppie’s jest przywrócenie go do łask. Jeśli ktoś ma ochotę na tradycyjną kolację rybną, do wyboru ma dorsza i plamiaka owinięte w imitację starej gazety (13,95 funta za standardową porcję i 17,95 funta za powiększoną). Jest też dziki halibut, cytrynowa sola, i płaszczka – w cenie 21,95 funtów za sztukę. Świeże ryby codziennie dostarcza sprzedawca z targu rybnego Billingsgate, który jest przedstawicielem trzeciego pokolenia kontynuującego rodzinną tradycję. Przed pandemią Poppie’s obsługiwało dziennie od 8 do 10 tys. osób w trzech londyńskich lokalizacjach, a w najbliższej przyszłości planuje otwarcie kolejnych. Plotki głosiły, że Poppie’s chce zacumować w międzynarodowych portach.
W skromnym kontenerze transportowym Fryday Fish and Chips serwuje najbardziej lubiane brytyjskie danie „na wynos” z twistem. Jakie? Łupacz w cieście z frytkami, z dodatkiem purée z groszku. Ryba wędzona jest na zimno w Alfred Enderby, jednej z ostatnich zachowanych tradycyjnych wędzarni w Wielkiej Brytanii. Niektórzy mówią, że to najlepsza ryba i frytki, jakich kiedykolwiek spróbujesz. Chociaż wędzony łupacz jest wyjątkowym daniem, które przyciąga tłumy, na miejscu można zamówić inne, np. tradycyjną kiełbasę w cieście czy wędzonego wrapa nadziewanego łupaczem, z frytkami, groszkiem i sosem curry. Fryday powstał w 2019 r., od tego czasu jego właściciel otworzył kolejny kontener w słynnym snowparku Xscape w Yorkshire. Natomiast w Upton i Wakefield doczekał się tradycyjnych restauracji. Homar, niegdyś rarytas dla ludzi z wyższych sfer, dzisiaj powraca m.in. dzięki takim miejscom jak Bob’s Kitchen. Nazwany jednym z „siedmiu najlepszych food trucków” przez portal Mr Porter i wymieniony przez Buzzfeed jako „miejsce z londyńskim street foodem, którego musisz spróbować przed śmiercią”, Bob’s Lobster był jednym z pierwszych sprzedawców na rozwijającej się londyńskiej scenie street foodu. Jak wielu innych, doczekał się stacjonarnego lokalu w London Bridge. Za 40 funtów dostaniemy tam „wieżę” z owocami morza, na którą składają się ostrygi, krewetki atlantyckie, tatar z łososia, i ogon homara za dodatkowe 20 funtów. Za skromniejsze 10 funtów można spróbować taco z delikatnym tuńczykiem klasy sashimi. Produkty (pochodzące ze słynnego targu Billingsgate) są zawsze świeże i najwyższej jakości. Gwiazdą jest słynna smażona brioszka z najwyższej jakości homarem, rakiem, porcją domowego majonezu i solą aromatyzowaną nasionami selera. 20 funtów za sztukę to nie jest kwota, którą zwykle wydaje się na street food, jednak opinia publiczna zdaje się zgadzać co do tego, że tak dobre owoce morza są warte swojej ceny. Bob sprzedaje co tydzień ok. 50 kg tego towaru.
AUTORZY: SOFIA SELBERG (SKANDYNAWIA), VICKY HAMPTON (HOLANDIA), RUPERT BRADSHAW (WIELKA BRYTANIA)
Artykuł ukazał się w „Food Service" 7-8/2020 nr 197.