– Konserwa uchodzi za produkt spożywczy kategorii B albo nawet C, ale kiedy zaczęliśmy zgłębiać temat, okazało się, że ma ogromny potencjał, choćby ze względu na to, że wbrew nazwie nie zawiera żadnych konserwantów ani chemii. Kiedy zaczęliśmy eksperymentować z robieniem konserw, okazało się, że kryje się za tym fantastyczna technika obróbki mięsa i innych produktów, to jakby połączenie sous-vide i pieczenia. Ponieważ produkty są szczelnie zamknięte, to w przeciwieństwie do innych obróbek termicznych jak smażenie, pieczenie czy gotowanie, aromaty nie ulatują. W ten sposób jest szansa relatywnie niedrogo zaopatrując się przez internet mieć w domu jedzenie wykonane przez restaurację, o standardach restauracyjnych, które 95% społeczeństwa nie jest w stanie wykonać samodzielnie ze względu na brak kompetencji kucharskich lub brak możliwości zastosowania pewnych technik – opowiada Grzegorz Kłos.
Podczas sprzedaży konserw Ed Red korzysta z kurierów inPostu. Puszka może stać długo, nie musi być trzymana w lodówce, a gotowe dania podgrzewa się 5 minut.
– Na początek to pięć mięsnych dań, ale mamy już pomysły na mnóstwo kolejnych. Wczesną jesienią chcemy wprowadzić zupy. Większość osób, która dotychczas to degustowała była w szoku, bo po konserwie wszyscy oczekują czegoś troszkę gorszego, a efekt jest zaskakująco dobry. Śmiem twierdzić, że policzki z konserwy smakują lepiej niż pieczone, ze względu na wspomnianą kumulację smaków i aromatów – zachwala Kłos.
Ed Red chce prowadzić dystrybucję samodzielnie przez sklep internetowy. – Ewentualnie myślimy także o współpracy z sieciami handlowymi w systemie in-out w celu zbudowania rozpoznawalności marki. Obecnie mamy możliwość produkowania około 10-15 tys. konserw miesięcznie, ale przerabiamy naszą restaurację i w lipcu powinniśmy mieć możliwość wytwarzania 20 a nawet do. 40 tys. miesięcznie. A jesienią lub już na wiosnę planujemy wybudowanie zakładu produkcyjnego, ale z silnym naciskiem na wykorzystanie technik rzemieślniczych. A później możliwe jest dalsze skalowanie tego biznesu. Wejście np. na rynek niemiecki to jest kwestia jednego magazynu i marketingu sieciowego w danym kraju – mówi Grzegorz Kłos.
- Gotowe danie restauracyjne w puszkach od Ed Reda. Zdjęcie: materiały prasowe.
– To, czym się zajmowaliśmy, czyli gastronomia w segmencie premium, w moim odczuciu, dostanie bardzo mocno w kość. Z drugiej strony, ludzie są teraz bardziej otwarci, ciekawi i podatni na to, by zmienić coś w swoim życiu. To oznacza, że stosunkowo łatwo można wprowadzać na rynek nowe produkty, a jeśli coś upada, to będą powstawać w to miejsce nowe segmenty, gdzie ruch klientów się przenosi. Nie jest to żadne odkrycie, tylko trend, który już był, a w czasie pandemii gwałtownie przyspieszył, że trzeba stawiać na e-commerce – uważa Grzegorz Kłos.
Kłos zaczął zastanawiać się, jak wykorzystać swoje doświadczenie w branży spożywczej, swoją markę i przede wszystkim swój zespół, aby stworzyć produkt, który będzie lepiej się wpisywał w nową rzeczywistość. – Taki, który będzie odporny na to, że np. za parę miesięcy zdarzy się kolejny lockdown, że wróci pandemia w zmutowanej, mocniejszej formie... Nie wiemy, co się wydarzy. Adam Ringer, prezes Green Caffe Nero, twierdzi, że jeżeli przyjdzie druga fala pandemii jesienią, to ona zmiecie rynek. Ja uznałem, że jeśli do tego dojdzie, to chcę robić coś innego niż gastronomię, bo tę branżę uważam za zbyt ryzykowną. Dlatego postanowiliśmy zlikwidować restaurację Ed Red w Warszawie, a zostawić nasz matecznik w Krakowie, który jest dla nas bezpieczniejszy ze względów czynszowych, wielkości, itd. Również zespół mam tam mocniejszy. Krakowski Ed Red ma pełnić głównie funkcję wizerunkową. A to dlatego, że produkt, który wprowadzamy w bardzo dużym stopniu opiera się na komunikacie, że jest to jedzenie restauracyjne, bazujące na restauracyjnych recepturach, ale sprzedawane w sposób wygodny i dopasowany do obecnych czasów – wyjaśnia Grzegorz Kłos.
- Gotowe danie restauracyjne w puszkach od Ed Reda. Zdjęcie: materiały prasowe.
– Łatwiejszy w skalowaniu i wykorzystujący możliwości współczesnego postępu technologicznego, czyli sprzedaż online, automatyzację pewnych procesów, wykorzystanie robotyki. W gastronomii przez długi czas jeszcze nie będziemy w stanie tego w pełni wykorzystać, a przy produkcji żywności łatwo to zaimplementować. Więc można powiedzieć, że się przebranżawiam. Mam wrażenie, że zabieram to, co sprawiało mi najwięcej przyjemności w byciu restauratorem, mówię o pracy na surowcu wysokiej jakości i tradycyjnych recepturach, bo po różnych przygodach w gastronomii wiem, że fine dinning to nie jest coś co sprawia mi, nawet jako konsumentowi, wielką przyjemność. Wolę wysoką jakość surowca i tradycyjne techniki – mówi Kłos i podsumowuje: – Mogę powiedzieć, że to przebranżowienie wymuszone czy też przyspieszone przez pandemię mnie osobiście cieszy.
Tekst: Marek Krześniak