Idea dzielenia się jedzeniem – dania są serwowane i konsumowane jak w Tajlandii, gdzie wspólny posiłek to przede wszystkim możliwość spędzenia czasu razem. Dlatego goście Molam są zachęcani do wybierania kilku dań do podziału, tak aby każdy mógł spróbować różnych smaków i faktur. Do dań warto zamówić przynajmniej jeden (dla mniej głodnych) kleisty ryż (3 zł).
Otwarta kuchnia to serce Molam. Jest tutaj sekcja woków, grill i tao (tradycyjny tajski BBQ) opalane drewnem i węglem drzewnym. Jeśli chcecie obserwować kucharzy przygotowujących dla was dania, można zająć miejsce przy barze z idealnym widokiem na kuchnię.
Atmosfera gwarnych uliczek nocnego Bangkoku została osiągnięta dzięki pomysłowi właścicieli: Jacka Gawryluka, Magdaleny Holubiczko i Tomka Muzy, oraz architektki Diany Siemińskiej z Grycaj Design. Klimat dopełniają zastawa oraz muzyka. Jedzenie przybywa do stolików na kolorowych, pastelowych talerzach emaliowanych lub z melaminy, w tradycyjnych tajskich garnkach glinianych lub na metalowych patelniach. W tle słychać molam – specyficzny tajski gatunek muzyczny (określany czasem nieco pogardliwie jako „muzyka taksówkarzy”), od którego miejsce wzięło swoją nazwę. Co jednak najważniejsze, Molam to restauracja, w której goście mają poczuć się jak dobrzy znajomi zaproszeni na obiad. Można też przychodzić z psami, które są bardzo mile widziane, a dzięki dużym rozmiarom lokalu (250 m 2 , 85 miejsc siedzących w środku + 40 w ogródku w sezonie letnim), mogą się wygodnie rozłożyć obok stolika zajętego przez właścicieli. Wieczory warto tu spędzić, próbując autorskich drinków szefa baru Pawła Gajzlera.
ul. Rajska 3, Kraków
Wywiad ukazał się w „Food Service" 7-8/2019 nr 187.